czwartek, 26 kwietnia 2012

WYCIECZKI MAŁE I DUŻE

Piękny dzień. Zabrałam książkę i rozłożyłam leżak na podwórku. Po dwóch minutach pod domem sąsiadki pojawił się jej syn. Przywiózł ze sobą disco polo niespecjalnie cicho płynące z głośników w jego aucie. Z doświadczenia wiem, że nie warto wdawać się z nim w dyskusję (o ile wymianę słów z osobą o inteligencji betonowego klocka można nazwać dyskusją). Inną opcją było wykręcenie alarmowego, lecz wątpię, by policjanci byli tak chętni zamykać ludzi za słuchanie tych diabelsko kiczowatych dźwięków, jak ja. Z głośnym westchnieniem i cichym "no kur.wa mać" przeniosłam się do ogrodu. Najpierw trzasnęłam jeszcze garażowymi drzwiami, lecz szczerze wątpię, by syn sąsiadki odniósł moje zachowanie do siebie.

Nie dotrwałam nawet do końca rozdziału, gdyż jakaś szatańska mrówka bezczelnie osikała mi nogę. Spojrzałam w dół. Przyszły po mnie. Całą armią. Mój leżak skutecznie przecinał im szlak. Być może trafiłam przypadkiem na jakąś bandę mrówek przemycających narkotyki, ale domyślam się, że nawet jeśli nie, to ich towarem musiało być coś równie dobrze strzeżonego, bo wlazły na mnie aż cztery. Gdyby okazało się, że jednak były to narkotyki, a mrówki zarządziły lustrację intruza i czytają ten wpis, to ostrzegam, że wybieram się tam z proszkiem do pieczenia albo innym specyfikiem.

Miałam ochotę przejść się do lasu, lecz po dwukrotnym spotkaniu z dzikami w zeszłym tygodniu (całe szczęście na odległość) nie uznałam tego za najlepszy pomysł. A, dobrze radzę, nie bierzcie psów do lasu. One nie płoszą zwierzyny. To zwierzyna je płoszy (tak, właśnie wtedy spotkałam dziki), a Ty potem musisz biec do domu szybciej niż potrafisz, z nadzieją, że nie goni Cię brudna kupa kłaków i mięcha, której kły możesz w każdej chwili poczuć na swoim tyłku. A psy-obrońcy? Jeden ucieka tak szybko, że czeka na wycieraczce pod drzwiami, zanim Ty wejdziesz z poślizgiem w pierwszy zakręt. Drugi udaje chojraka i stara się je pogonić, w efekcie znika gdzieś w lesie i nie wraca do Ciebie, lecz rozpaczliwie ujada i musisz zastanawiać się, czy ratować jego, czy siebie. Trzeci natomiast podczas wyścigu o brak zbędnych dziur w tyłku plącze Ci się pod nogami i sprawia, że się o niego potykasz, co czasami skutkuje bliższym spotkaniem z podłożem. Jeśli masz szczęście, tak jak nadzwyczajnie miałam je ja, jedyne obrażenia to powysiłkowy ból mięśni kolejnego dnia.

Uznawszy, że nie ma dla mnie miejsca na tej planecie, znalazłam się przed monitorem Zdzisia i właśnie uderzam w jego klawiaturę. Zdziś mruczy z zadowoleniem (ostatnio trochę głośniej, niż zwykle, chyba naprawdę już czas na wizytę u informatyka). Nie ma mrówek, ani dzików. Moje głośniki nie kaleczą mi słuchu discopolowym brzmieniem. Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej.

1 komentarz:

  1. Uwielbiam cię czytać! Jedyne co mi przeszkadza to imię twojego komputera, ale to da się przełknąć. Czekam na więcej ;)

    OdpowiedzUsuń