sobota, 14 kwietnia 2012

STRACH MA WIELKIE... POMYSŁY

Wszystkie filmy akcji opierają się na tym samym. Główny bohater w kryzysowym momencie doznaje oświecenia i dzięki swemu intelektowi i pomysłowości (wytworzonymi przez autora scenariusza) cudem unika śmierci. Takie filmy oglądam ze stoickim spokojem. Przynajmniej te niezbyt zaskakujące, czyli po prostu słabe, a słaby film wyczuwa się już po parunastu minutach. Bohater przecież nie może zginąć, gdy do końca filmu zostało jeszcze pół godziny. A najczęściej unika także śmierci na końcu. Kiedy jednak ginie, jestem nieco rozczarowana. Tyle wysiłku na nic. Ewentualnie na bogate życie pozagrobowe w raju, ale sprawy religii to już odrębny temat.
Uwagę jednak przyciąga fakt cudownego ocalenia. Aż chce się zakrzyknąć "Jak oni to robią?", lecz nie robię tego, gdyż owe sformułowanie kojarzy mi się to tylko z programami, w których celebryci, co tu dużo mówić, robią z siebie zwierzęta gotowe na rzeź i przetworzenie na salami. I to za pieniądze.

A, rzeź. Wracam do tematu.
Ile razy oglądając horror, siedzieliście na kanapie z nożem lub przynajmniej rozglądaliście się za jakimś? Mi zdarzało się siedzieć choćby z dezodorantem (jak by co, psiknę mu w oczy). W takich momentach, wszystko, co znajduje się w zasięgu mojego wzroku, a najlepiej ręki, wygląda jak stworzone do bycia narzędziem zbrodni. Ja sama natomiast czuję się jak maszyna do zabijania, pragnąca świeżej krwi.

Około miesiąca temu wracałam do domu z autobusu. Mam do przejścia prawie 2 kilometry drogą przez las, która zazwyczaj jest pusta. Po minucie szybkiego marszu mija mnie granatowe auto. Kierowca zwalnia i zatrzymuje się.
- Może podwieźć?
- Nie, dziękuję, przejdę się. (standardowe, ładnie ujęte "nie dam się zgwałcić")
Mężczyzna z auta jest nieugięty. Chyba przeczytał jakiś poradnik o kobietach, skoro myśli, że "nie", nie oznacza "nie". Po jego wyglądzie (wąsaty, około czterdziestki, ubrany w roboczy kombinezon, zmierzwione włosy kompletnie nie przypominające fryzury bohatera "Zmierzchu", na widok której mogłyby sikać nastolatki) stwierdzam, że rzeczywiście, może mieć problemy z kobietami, więc nie dziwi mnie fakt czytania poradników.
- Może jednak?
- No nie wiem. Nie znam Pana.
- Gdyby wszyscy się tak bali, to by całe życie w domu siedzieli.
Za to go polubiłam. I kompletnie nie wiem z jakich powodów, ale wsiadłam do tego auta. Zaufałam obcemu człowiekowi. Mimo, że przez całą drogę, która trwała zaledwie 2, może 3 minuty, był naprawdę uprzejmy, a nawet zabawny, w mojej głowie powstawał Wielki Plan Ewakuacji (a w razie niedających się otworzyć drzwi - Wielki Plan Ataku). Torebkę chwyciłam w sposób, który umożliwiał natychmiastowe wykorzystanie jej w celach obronnych. Drugą rękę trzymałam praktycznie na klamce drzwi. Sposoby ewentualnego nokautu przeciwnika podsuwane przez moją wyobraźnię, zadziwiały mnie samą. Długopis leżący w przegródce obok drążka do zmiany biegów, widziałam wbity w jego oczy. Ten, jak się okazało, uprzejmy mężczyzna z pewnością wyczuł mój strach, a na wypadek, gdyby miał zdolność czytania w myślach, po dotarciu do celu zamiast dziękczynnego uśmiechu, ujrzał raczej przepraszający.

Kolejny chytry pomysł spławienia potencjalnego gwałciciela urodził się dwa tygodnie po opisanym wyżej wydarzeniu. Wracałam tą samą drogą. Także pustą. Zostało mi około pół kilometra do domu. I nagle, oczywiście, auto. Tym razem z naprzeciwka. Zeszłam uprzejmie ze środka drogi, ale poza tym nie dałam żadnego znaku, który świadczył o tym, że je zauważyłam. Samochód minął mnie i ZATRZYMAŁ SIĘ. Przyspieszyłam. Odwróciłam, niby nie specjalnie, głowę, udając, że szukam w torebce telefonu. Samochód po prostu stał. Wiem, że gapisz się teraz na mój tyłek, Zboczeńcu. W tym momencie moja głowa powinna zacząć nieźle kopcić, bo w ciągu sekundy miałam gotowy Wielki Plan Ewakuacyjny. Jeśli wysiądzie, przyspieszę, w końcu do domu niedaleko. Jeśli mnie dogoni, powiem "Sorry, Kotku, nie mam dziś ochoty, spotkajmy się tu jutro o tej samej porze". Nie potrafiłam sobie jednak wyobrazić głupoty, jaką posiadać musiałby ktoś, kto się na to nabierze. Dlatego jeśli się nie nabierze, uciekam. Dodam, że uciekam dobrze (Bozia nie dała mi siły w rękach - mam cienkie patyki zamiast ramion, lecz w nogach jest nieźle, a właśnie wracałam z zawodów, więc rozgrzewka zaliczona). Problem w tym, że domniemany Zboczeniec miał auto. A ja tylko dwie nogi. Kolejne rozwiązanie - autem przez las nie pojedzie, a ja będę miała na skróty. I tak oto uciekłam Gwałcicielowi, który pewnie wcale nim nie był, gdyż po chwili auto ruszyło i pojechało dalej. Dopuszczam jeszcze jedno rozwiązanie - w środku był Zboczeniec, ale moje myśli unosiły się nade mną w postaci komiksowych "dymków" (głowa, jak wcześniej wspomniałam, rzeczywiście mogła mi dymić) i Zboczeniec, przeczytawszy je, uznał, że nie ma szans i odjechał.

Jak filmy potrafią zniszczyć człowiekowi umysł, widać na moim przykładzie. Identycznie mam z karuzelami, windami, rollercoasterami itp. Nie wsiądę. Moja nadproduktywna wyobraźnia mi na to nie pozwala. Gdybym była w płonącym wieżowcu, a jedyną droga ucieczki byłby skok przez okno na coś, na co kazaliby mi skoczyć, zmieniłabym się w Iron Martę, i zeszła schodami w płomieniach (nie windą) na sam dół, nawet jeśli doszedłby tylko mój szkielet. Skok na bungee? Nawet nie żartujmy.

Przestraszony umysł to największa broń. Mój jest zazwyczaj przestraszony, nawet windą, stąd wysoka wydajność co do absurdalnych pomysłów. I być może skłonność do utrudniania sobie życia (znów przykład windy). Rozumiem już te odkrywcze idee głównych bohaterów filmów akcji. Ciekawe, czy scenarzysta, ubiera się czasem w kusą spódniczkę i czeka na Zboczeńca, a wraz z nim na oświecenie i falę rozwiązań, wykorzystanych w filmach?

Gdy po spektakularnej uciecze przed Zboczeńcem dotarłam do babci (okazało się, że nie wzięłam kluczy od domu i musiałam czekać na zbawiciela-brata), ta spytała:
- Nie boisz się tak chodzić sama przez las?
- Nie, dlaczego?
- Nigdy nie wiadomo, kogo się tam spotka.
Uśmiechnęłam się. No jasne, że się boję. Ale jeśli kogoś tam spotkam, to z pewnością nie większego wariata ode mnie.

A swoją drogą, byłabym dobrym reżyserem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz