sobota, 21 lipca 2012

CO ZE MNIE WYROŚNIE?

Blog zdycha pod warstwą kurzu. Ale "nie ma opier.alania się." Ja też zdycham. W pracy. I to właśnie przyczyna zaniedbania.

Arbeit macht frei. Moja wolność przejawia się w postaci zmęczenia. Plusy: oczywista oczywistość, czyli pieniądze i zaskakująca nieoczywistość, czyli zmiana granic wytrzymałości. Da się.

Zasada numer jeden: nie wynoś pracy do domu. W związku z tym nie o pracy. O piosence z dzieciństwa, która była jedną z nielicznych rzeczy, jakie sprawiły, że poczułam jego (dzieciństwa oczywiście) smak.
Kulfon, Kulfon, co z Ciebie wyrośnie? Martwię się już od tygodnia. Zębów nie myjesz, kolegów wciąż bijesz i dziurę masz w najnowszych spodniach. Znacie?

Jest jeszcze jeden smak z dzieciństwa. Głupia rzecz, o której jakimś przypadkiem nie zapomniałam. Nie za bardzo wiem, co to jest. Pamiętam tylko smak. Kulki z niewiemczego w białej i czarnej czekoladzie. Nie spotkałam ich już nigdzie. Ten smak ginie jak mój blog, który dawno nie był wietrzony. Ale jak nazwa wskazuje, jest mój, więc mogę odpoczywać. Bo to zawsze jakaś odmiana. Nikt nie pogania. Nikt nie patrzy mi na ręce.

Nie będe pisać kiedy wróce, bo ja tutaj cały czas jestem. Czasem tylko lubię sobie wypić gorącą czekoladę i spać do południa. Ot i cała filozofia.

I ostatnia sprawa:  Muszle klozetowe dzielą się na dobre i niedobre. Niedobre to te, z których woda chapie Ci  na tyłek, kiedy robisz większą kupę i te, które są zapchane. Dobre - cała reszta. Koniec klasyfikacji. Łatwo można zgadnąć, którego kibla używanie nasuwa takie refleksje. Będąc przy temacie - papier toaletowy również dzieli się na dwie grupy. Na odporny na wycieranie (tzn. nie rozrywający się podczas...) i ... ten niedobry... Całe szczęście nie mam konkretnego powodu, by to pisać. Bla bla bla. Kury sikają do góry, a krowa to piękny ptak, tylko skrzydeł jej brak.





wtorek, 10 lipca 2012

WZIUM

Znowu mnie nie bylo zbyt długo. Odpoczywam.Ale chyba już wracam. Wysłałam swoją wenę twórczą na wakacje. Jak wróci, na pewno się o tym dowiecie.

Zrobiłam wziuuuum. Ja. Ta, która w wieku dwóch lat zdzierała spodnie na kolanach, uciekając przed lecącym samolotem. Ta, która boi się wejść na czwarty szczebel drabiny. Lęk wysokości. Ta, która nie wejdzie do windy, nie wsiądzie na karuzelę i ma klaustrofobię. Widziałam Niebo z drugiej strony. I wiecie co? Podobało mi się. Kocham start. Już to wiem.

Co u mnie? Póki co - nadal odpoczywam. I przestawiam się. Na słuchanie po angielsku, czytanie po angielsku, mówienie po angielsku i, co najgorsze, myślenie po angielsku. A właściwie po szkocku. Niejedna starsza pani spojrzała na mnie z byka gdy taranowałam ją w przejściu, usilnie trzymając się prawostronnego ruchu. Dziwny naród. Odwrotny. Ale z drugiej strony, przyjazny.

Nie mam pomysłu na pointę. Życzę udanych wakacji. I wspaniałej pogody. Bo u mnie - chmury, deszcz, chmury, chmury, deszcz.