Nie cierpię sprzątać. Bardziej jednak nie cierpię widoku brudnych naczyń i warstwy kurzu, która pokrywa moje biurko, więc wybierając mniejsze zło, sprzątam. Czasami sprzątam także w swojej głowie, w tej części, do której wyłącznie ja mam dostęp i wyrzucam śmieci. Wyrzucam, a potem zamykam szczelnie drzwi i okna, lecz niektóre ze śmieci często znajdą inne wejście. Czasami też ich nie wyrzucam, gdyż worek jest ciężki, zbyt ciężki, by go unieść, i zapakowany Śmieć siedzi tam bez prawa głosu, przykryty foliową płachtą. Przy następnym sprzątaniu niestety znów nie jestem w stanie go udźwignąć, więc zostaje. Tyle, że w wyniku przegranej bitwy, zostaje odkurzony i daje o sobie znać przez dziury w worku na śmieci. Jak wiadomo, worki na śmieci są mało wytrzymałe. Mija trochę czasu, zanim znajdę taśmę klejącą, która położy kres wszystkim uszczerbkom na zdrowiu plastikowego worka, a w czasie tym ów Śmieć bezpardonowo przypomina o sobie przy każdej okazji.
Dziękuję wszystkim śmieciom w moim umyśle, dzięki nim mam zapas taśmy klejącej i wystarczająco dużo siły na pozbywanie się ich, więc eksmituję coraz większe odpadki. Być może cierpienie nie uszlachetnia, gdyż wywołuje sporo niecenzuralnych słów i negatywnych zachowań, jednak z pewnością wzmacnia. Owszem, mam patykowate ręce. Tylko dla niepoznaki.
Krótko. Ale żaden niepożądany w mojej głowie obiekt nie zasługuje na więcej uwagi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz