Jestem trochę stara. Nie, nie mam zmarszczek, wnuków, ani nawet dzieci, nie mam też problemow z pamięcią. No, załóżmy, że nie mam. Za to mam znajomych, którzy mają dzieci, mężów, narzeczone. Znajomych, którzy codziennie wstają o 6, idą do pracy na bite osiem godzin a potem wracają do domu, karmią psa, rybki, męża, koniecznie w takiej kolejności, bo mąż nie zdechnie, sam sobie może zrobić. Siadają przed telewizor i oglądają Pierwszą Miłość, czy co tam teraz leci. Włażą do wanny, wypłukują dane z dysku i pot spod pachy, wyłażą, przy dobrym dniu myją zęby i idą spać.
Chyba tak to wygląda.
W weekend zamiast serialu porywają się na jakiś film. Nie może to być dramat, ani horror, komedia - strzelałabym w komedię. Najlepiej romantyczna, aha, pasuje jak ulał. Najlepiej jeszcze polska, nie ta dobra polska, albo te modne 50 twarzy albo jakiś sequel. Pies ma zapewne na imię Pimpuś i przypomina jamnika albo coś bardziej na czasie na przykład shih tzu, a rybka ma na imię Rybka, bo kto by nadawał imię rybce. Mieszkanie sprzątają koniecznie w sobotę , wtedy to z praniem i myciem podłóg, ale bez odsuwania szafy. Za szafą tylko przed Świętami.
Zwariowałam. Spędziłam w pracy dopiero osiem dni. Ósma - szesnasta. Przy biurku, przed komputerem, z zieloną herbatą (tak, wiem, że wypadałoby nosić kawę, trudno) w termokubku i leciutką chrypką od klimatyzacji. Nie powiem, praca marzenie, tylko na wakacje, nie trzeba zajmować się marchewką, ani spędzać dwunastu godzin w chłodni. Fotel wygodny.
I boję się, że tak będę wyglądać. Wygodnie. Skończę moje szalone studia i jedyne, czego będę chciała, to siedziec sobie cichutko w kącie własnej apteki, popijać, wtedy już kawę, z termokubka albo z kubka z logo jakiejś firmy od tabletek na gardło, które to tak lubią rozpieszczać farmaceutów. Jak biznes będzie się kręcił, to pogawędzę trochę ze starszymi paniami o hemoroidach, jak nie, to będę rozwiązywać krzyżówki i co jakiś czas wymieniać okulary na mocniejsze. A potem wrócę do domu, zrobię dietetyczny obiad, bo cholesterol, tłuszcze trans i cukrzyca typu drugiego , nakarmię psa, rybkę i męża, a moim ulubionym programem będzie dramatyczny serial. Taki co leci na TVN-ie albo na Polsacie. Ale nie za smutny, lekko powiewający komedią. W ogóle lekki. Po pracy i po trzydziestce tylko lekkie rzeczy.
Szczerze, jedynie serialu bym nie przełknęła. No i rybka po co komu. To nawet pogłaskać nie można. Da się żyć, w ogóle wszystko się da, jak się chce, a jak się nie chce, to też się da, tylko gorzej. A po co gorzej, kiedy lepiej można. Tylko chcieć się musi. Ale jak sie coś musi, to już sie nie chce. I ot cała filozofia, cała o kant zadu rozbita.
Byłam w kinie w zeszły weekend. Na sequelu. O gadającym misiu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz